kreskagorna

MARIAN SAWA

Pytania do siebie (wersja z notatnika Mariana Sawy) (fragment)

home_recipes_hr
 
Kiedy otrzymałem propozycję wzięcia udziału w wyznaniach kompozytorów, zadałem sobie pytanie – „jestem kompozytorem czy nim tylko bywam?”. Obym jak najdłużej mógł zadawać sobie pytania i nie musiał na nie udzielić ostatecznej odpowiedzi.

Pytać kogoś czy siebie?
Szukać odpowiedzi, tzn. pytać.
Skąd mam wiedzieć, o co kogoś pytać?
O co siebie pytać?
O siebie?
O swoje uczucia, myśli, uczynki, tęsknoty, plany, dokonania, porażki, zwycięstwa, ograniczenia, możliwości?
Mierzyć siły na zamiary czy zamiary na siły?
Pytać siebie i łatwo, i niezbyt wygodnie.
Udzielić sobie odpowiedzi czasami trudno – za bardzo boli.
Pytania – wątpliwości.
Pytanie – odpowiedź.
Następne wątpliwości, następne pytania.

Czy życie to ciągłe zadawanie pytań?
Czy każde działanie nie powinno być poprzedzone pytaniem?
Czy sztuka jest pytaniem czy odpowiedzią?
Czy muzyka jest odpowiedzią czy pytaniem?
Czyim pytaniem, czyją odpowiedzią?
Czy jest jedną z form pytań i jedną z form odpowiedzi?
Czy jest jedną z form wypowiedzi?
Co powoduje, że człowiek szuka różnych form wypowiedzi?
Czy to głód duszy, czy przesyt przeżyć wewnętrznych?
Jeżeli głód to muzyka jest pokarmem duszy przez uszy.
Jest czymś w głąb siebie.
Jeżeli to przesyt, to tworzenie jest pozbywaniem się nadmiaru emocji.
Czyli coś od siebie, ale na zewnątrz.
A może do siebie i od siebie?
Czy człowiek jest kopalnią, czy składowiskiem pomysłów?
Źródłem czy kranem, przez który wycieka skażona wiedzą woda?

Czy możemy mówić o sztuce ekologicznej?
Czy muzyka nie wymaga ekologizacji?
Przybliżenia – do natury, do źródła, do prawdy, do serca.
Serce i rozum.
Wiara i wiedza.
Uczucie i intelekt.
Co wybrać?
Z czego czerpać?
Jak działać?
Po co?
Dla kogo?
Dla siebie czy dla innych?
Czy warto chcieć?
Bo najpierw muszę chcieć, żebym cokolwiek mógł uczynić.

(…)

PEŁNA WERSJA Pytań do siebie (Przemyślenia te są prawdopodobnie pierwotną wersją Pytań do siebie M. Sawy, wygłoszonych podczas I Sympozjum Kompozytorskiego Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina (1999). Rękopis w zbiorach Towarzystwa im. Mariana Sawy) dostępna w książce Łukaszewski Marcin T. [redaktor], Marian Sawa in Memoriam – wspomnienia, rozmowy i refleksje, TiMS, Warszawa 2010.
 
 
kreskagorna

MARIAN SAWA

Myśląc… (fragment)

home_recipes_hr
 
Myśląc o myśleniu, myślimy na ogół o myślącym człowieku. Myśląc o myślą­cym człowieku, myślimy na ogół o skutkach jego myślenia („Po owocach waszych po­znają was”).
Każde ludzkie działanie poprzedzone jest aktem myślenia. Czy jednak na pew­no? Bo co myśleć o ludzkiej bezmyślności? Może jest to swoisty rodzaj zmyślnego myślenia mającego na celu ukrycie niecnych myśli?
Zawsze zastanawia mnie sposób myślenia o tym samym fakcie przed, w trakcie i po. Faktem bowiem jest, że np. inaczej myśli chłopak o dziewczynie przed, w trakcie i po, inaczej małżonek o małżonce przed, w trakcie i po ślubie. Dziewczyny i małżonki też chyba myślą inaczej w tych samych sytuacjach. Inaczej myśli, mówi i działa polityk czy inny „wybierany” przed, w trakcie i po wyborach. Co o tym wszystkim myślą wy­borcy? Każdy, kto wybierał, ten się na pewno domyśla. Myślę, że nie tylko przestępców powinno się badać zmyślną aparaturą do wykrywania kłamstw, aby przekonać się o ich prawomyślności.
„Myślą, słowem, uczynkiem i zaniedbaniem” może myślący człowiek bardzo wiele. Może grzeszyć i modlić się, kochać i nienawidzić. W pewnym jednak wieku za­niedbywanie pewnych czynów staje się czymś naturalnym. Pozostaje wtedy myślenie i mówienie o tym, co kiedyś można było czynić, a nawet zaniedbywać.
Robiąc porządki w moim bałaganie myślowym, znalazłem taki oto mały obrazek słowny, który narysowałem słowami w roku 1955, zauroczony swobodą dysponowania swoim czasem, kiedy to po „Salezjańskim Przemyślu”, przemyśliwując swój tam pobyt, znalazłem się w Warszawie. Czułem się wtedy jak nieopierzone kurczątko tuż po wy­kluciu z opiekuńczej skorupki organistowskiego świata, przykrytego sutanną. Oto ten obrazek:

Lubię późną nocą wałęsać się z myślami
po pustych warszawskich ulicach.
Patrzeć w wystaw twarze,
gadać z dozorcami,
podziwiać w śpiących oknach odbicia księżyca.

Mogłem sobie na to pozwolić. Wtedy Warszawa była jeszcze oazą spokoju. A dzisiaj?
I co o tym myśleć? Kto do tego doprowadził? Myślący ludzie! Na przestrzeni pół wieku zmieniło się nam miasto, ludzie, ustrój i władze państwowe i miejskie. Strach wyjść na ulicę, nie tylko w nocy. Kradzieże, rozboje, gwałty, zatrute powietrze, zatrute życie. Niestety jest to zasługa myślących ludzi. Są to owoce ich myślenia.

(…)

PEŁNA WERSJA Myśląc… dostępna w książce Łukaszewski Marcin T. [redaktor], Marian Sawa in Memoriam – wspomnienia, rozmowy i refleksje, TiMS, Warszawa 2010.
 
 
kreskagorna

MARIAN SAWA, KRYSTYNA KUNECKA

Rozmawiam z organami (fragment)

home_recipes_hr
 
Z profesorem Marianem Sawą, kompozytorem, organistą i pedagogiem AMFC w Warszawie, autorem kantaty Tu es Petrus, upamiętniającej wizytę w Legnicy Ojca Świętego Jana Pawła II, rozmawiała Krystyna Kunecka

Mój ojciec był organistą, dlatego od dzieciństwa byłem niejako zmuszony do uczestniczenia w liturgii kościelnej, słuchania, potem grania samemu. Gdy skończyłem szkołę podstawową, ojciec posłał mnie do Technikum Mechanicznego. W technikum spędziłem prawie dwa lata, zanim ojciec mnie stamtąd zabrał i zawiózł do szkoły organistowskiej, do Przemyśla. Tam spędziłem kolejne cztery lata. Teraz widzę, że była to wspaniała szkoła. Nauczono mnie w niej solfeżu, harmonii, kontrapunktu, trochę łaciny, trochę gry na organach i na fisharmonii. W pewnym sensie jako muzyk ukształtowany zostałem właśnie w Salezjańskiej Szkole Organistowskiej w Przemyślu. Szkoda, że ta szkoła została zlikwidowana w 1962 roku.

Jesteś wszechstronnym kompozytorem o bardzo bogatym dorobku. Na jaki instrument komponujesz najchętniej: na głos ludzki,organy, orkiestrę?

Wszechstronność jest pojęciem względnym. Trudno być dzisiaj naprawdę wszechstronnym, jak na przykład w czasach Renesansu. Robię więc co mogę, żeby w miarę moich możliwości podołać wszystkiemu, co jest związane z muzyką. Interesuję się jej wieloma dziedzinami, staram się pisać różne formy, na różne instrumenty. Najbardziej lubię pisać na organy. Ale piszę też na takie instrumenty, na których sam nie potrafiłbym zagrać. Chętnie piszę na głos ludzki. Szczególnie utwory dla dzieci i młodzieży zawsze komponuję z ogromną radością. Lubię też pisać na chóry męskie (bo tam można osiągnąć barwę zbliżoną do barwy organów), na chóry mieszane i na chóry żeńskie. Natomiast – nie wiem czy z lenistwa, czy z wygodnictwa – nie jestem w stanie pamiętać wszystkich swoich kompozycji. Mam więc ten luksus, że kiedy słyszę utwór kiedyś przez siebie napisany, to odbieram go jako słuchacz, nie jako kompozytor.

Czy wobec tego nie grozi Ci popełnienie plagiatu samego siebie?

To jest tak, jak z grą w totolotka. Uważam, że skoro nie pamiętam swoich utworów, drugi raz nie trafię w ten sam pomysł. Jeżeli nawet, to przepraszam bardzo, to znaczy, że coś zdecydowało o tym, że do tego samego wróciłem dwa razy.
W historii muzyki znane są wykorzystywania tych samych utworów w różnych zestawach. Wielki Jan Sebastian Bach skutecznie to czynił i wydaje się, że nikt nie powinien mieć o to pretensji.

Jesteś także wybitnym organistą-improwizatorem. Która dziedzina Twojej działalności – komponowanie czy koncertowanie – są Ci bliższe?

Na początku nauki gry na organach rzeczywiście myślałem, że będę organistą koncertowym. Jednak moje nerwy, moje wygodnictwo i trochę lenistwo zadecydowały o tym, że postanowiłem nie występować publicznie. Zbyt dużo zdrowia mnie to kosztowało. Nie lubię też ćwiczyć. Przez lenistwo zająłem się improwizacją, bo to wymaga innego podejścia do nut. Według mnie improwizacja to jest komponowanie, tworzenie i odtwarzanie w tym samym czasie.
Improwizacja, koncertowanie czy komponowanie? Ostatnio jestem w takiej luksusowej sytuacji, że jak chcę grać – gram, jak chcę improwizować – improwizuję, a kiedy chcę pisać – piszę. I bardzo się z tego cieszę. Najchętniej jednak piszę. Komponowanie sprawia mi największą frajdę. Na drugim miejscu postawiłbym improwizację, a na trzecim koncertowanie – z tym, że wolę grać z kimś, wolę być jakby w roli akompaniującego czy współkoncertującego. Sam na estradzie naprawdę strasznie się denerwuję.

Skoro najbardziej lubisz komponować, czy mógłbyś powiedzieć, jak przebiega proces tworzenia dzieła?

To jest przedziwna sprawa. Kiedyś uważano, że kompozytor jest człowiekiem nawiedzonym, natchnionym, wyizolowanym – po prostu – dziwak. Tymczasem jest to normalny człowiek, rzemieślnik czy pracownik, który robi to, co potrafi zrobić z dźwiękami. Wielkim artystą może być szewc, który zrobi naprawdę dobre buty. Takiego fachowca cenię jako artystę bardziej niż autora utworu, którego ja nie chcę słuchać.
Sztuka kojarzy się na ogół z muzyką, literaturą, rzeźbą czy malarstwem, a przecież sztuka kulinarna to też sztuka. Czy nie jest przypadkiem prawdą, że każdy nasz zmysł ma swoją sztukę? Czy kuchnia nie jest dla smaku i dla oka? Czy muzyka nie jest dla ucha, a dla znawców również dla oka? Z nut również można muzyki słuchać. Czy rzeźba nie jest dla oka i dotyku, czy malarstwo nie jest dla oka? A ars amandi?
Komponowanie nie jest trudne dla kogoś, kto wie, jak się to robi. Niektórzy mają to dane. Wiedzą, nie pytając.

A czy improwizacja jest trudną sztuką? Można się jej nauczyć?

Jest sztuką specyficzną. Trudno mi powiedzieć, czy można się jej nauczyć. Ja właściwie nie uczyłem się improwizacji. Po prostu zacząłem rozmawiać z instrumentem i od tego się zaczęło. Czy można się nauczyć… Uważam, że można. Czy trzeba? Uważam, że nie, bo jeżeli (…)

PEŁNA WERSJA wywiadu dostępna w książce Łukaszewski Marcin T. [redaktor], Marian Sawa in Memoriam – wspomnienia, rozmowy i refleksje, TiMS, Warszawa 2010.
 
 
kreskagorna

MARIAN SAWA, JULITA KOSIŃSKA

Źródłem inspiracji może być dla mnie wszystko (fragment)

home_recipes_hr
 
Rozmowa Julity Kosińskiej z Marianem Sawą
o jego poglądach religijnych i muzyce

Z którymi tekstami do utworów oratoryjnych i chóralnych najbardziej się Pan identyfikuje, które są Panu najbliższe?

Każdy tekst przedstawia swoistą wartość. Staram się tekst „ubierać” w dźwięki na zasadzie podległości. Jeśli biorę jakiś tekst, to staram się, żeby muzyka podpierała tekst albo wzbogacała. Pomagała tekstowi zaistnieć albo go zrozumieć. Wszystkie teksty traktuję z jednakową powagą – staram się do żadnego tekstu nie przyzwyczajać, żeby żaden tekst mi nie spowszedniał. Powiedzenie, że obecnie ludzie starają się „oswajać Pana Boga” uważam za negatywne. Dystans do pewnych wartości jest konieczny. Dzisiaj zanika on bardzo, a szkoda. Człowiek mający dystans do wartości wzbogaca się i równocześnie staje się pokorniejszy w stosunku do wielkości. Pewne rzeczy po Soborze Watykańskim II spowszedniały. Zawsze zastanawiam się nad słowami, które ksiądz wypowiada po przeistoczeniu: „Oto wielka Tajemnica Wiary”.
Uważam, że język polski odarł trochę naszą wiarę z tej otoczki tajemniczości, jaką miała msza odprawiana po łacinie.

Jak, według Pana, źródła inspiracji dla utworów organowych (melodie chorałowe, pieśni kościelne itp.) wpływają na kształt tych utworów?

Źródłem inspiracji może być dla mnie wszystko. Kształt utworu planuję wcześniej i dopiero szukam tematu do tego kształtu. Czasem jednak jest odwrotnie – temat sam podpowiada, co z tym zrobić, np. Partity wielkopostne – propozycja Marietty Kruzel, żeby napisać na temat pieśni wielkopostnych i wielkanocnych, tak jak to napisał Bach i inni wielcy twórcy barokowi.
Nie zawsze budowa melodii wpływa na kształt utworu (np. unikam robienia wariacji na cały temat). Pomysł, żeby korzystać z odcinków melodii, a nie z całości, wynika z natury improwizacji.

Jaka jest, według Pana, rola muzyki w Kościele?

Muzyka w Kościele powinna być nieodłącznym elementem liturgii. Muzyka w Kościele w ogóle od liturgii się zaczęła. Każda religia ma swoją muzykę. Regionalność i narodowość w muzyce, i w ogóle w kulturze, powinna być zachowana. Dla mnie bardzo dziwne są zwyczaje „przeflancowywania” obyczajów innych kultur (rock w kościele itp.). Po Soborze muzyka w Kościele ma dużo mniejsze znaczenie. Dokumenty soborowe zostały opatrznie zrozumiane. Faktem jest, że proboszczowie nie doceniają wartości muzyki. Ubolewam, że ostatnio rola muzyki w liturgii podupada. Przekonałem się, że domy z cegły są ciekawsze i dłużej stoją niż betonowe bloki. To samo odnosi się do struktur muzycznych. Aleatoryzm – to budowanie babek z piasku. Między sztukami jest wiele wspólnych cech.
Człowiek jest wyposażony w zmysły i każdy zmysł ma swoją sztukę.

W czym muzyka ma pomóc człowiekowi, który przyszedł do kościoła się modlić?

Muzyka to „pokarm duszy przez uszy”. Wobec tego ma ona pomóc człowiekowi, który się modli w dotarciu do Boga – tak, aby odnalazł on w sobie wymiar świętości i wiary.

Jaka muzyka jest, według Pana, rozpraszająca i nie sprzyjająca modlitwie.

Boję się dzielić muzykę na dobrą i złą – nie czuję się na siłach, żeby tak wartościować. Dzielę muzykę na taką, która do mnie dociera lub nie, której chcę słuchać lub nie. Czasami ta sama muzyka w tym samym wnętrzu, ale w innym czasie może być inaczej przeze mnie odebrana. Muzyka może też być inna – w innym wykonaniu i w innym wnętrzu. Odbieram muzykę tu i teraz. Wierzę w swój smak. Słucham każdej muzyki pod warunkiem (…)

PEŁNA WERSJA wywiadu dostępna w książce Łukaszewski Marcin T. [redaktor], Marian Sawa in Memoriam – wspomnienia, rozmowy i refleksje, TiMS, Warszawa 2010.
 
home_recipes_hr